Kobieta na przystanku

    Cześć wszystkim, jestem Szymon i dzisiaj chciałbym opowiedzieć Wam historię, z mojego życia. Wielu z Was w to nie uwierzy, ale mam nadzieje, że znajdzie się ktoś, kto się tym zainteresuje.
    Wszystko zaczęło się w lutym 2010roku, kiedy miałem szesnaście lat. Moja mama ciężko zachorowała, a ja nie miałem nikogo poza nią. Trafiła wtedy do szpitala w stanie bardzo ciężkim. Chciałem być cudownym dzieckiem i pomagać jej na każdym kroku, nie było mi łatwo godzić szkoły i codziennych przejazdów autobusem do szpitala, a nie mogłem też pozwolić sobie na jazdę taksówką. Na siódmą jechałem do szkoły, wracałem około szesnastej, szybko gotowałem obiad lub robiłem to po powrocie od mamy w nocy. Potem na autobus, który do mamy jechał ponad czterdzieści minut, wracałem do domu i tak codziennie. Dzień przeradzał się w tydzień, tygodnie w miesiąc,a te ciągnęły się bardzo długo. Dochodziły wakacje, ona nadal tam była.
    Dokładnie 14 czerwca 2010roku, wybrałem się do mamy- do celów historii muszę Wam powiedzieć, że mieszkam w bardzo małej miejscowości, mamy tu mało przystanków, a ten był pierwszym który przebudowywali w inne miejsce, ale stary dalej tam stał.
    Postanowiłem zrobić sobie dzień wolny w szkole i do mamy wybrałem się przed południem. Tego dnia pogoda nie rozpieszczała, padał ulewny deszcz. Na starym przystanku, przez który już nie jeździły autobusy, stała starsza pani, zupełnie bez parasola i w białej sukience. Przyśpieszyłem, żeby zaproponować pomoc, tak nauczyła mnie mama. Stanąłem obok wystawiając rękę z parasolem nad starszą panią, żeby nie mokła:
-Dzień dobry- uśmiechnąłem się- pomóc jakoś pani?- patrzyłem na kobietę, jedyne co ona zrobiła, to podniosła rękę. Wskazała w stronę pustego pola, pomimo wczesnej godziny było ciemno przez chmury. Spojrzałem tam, nic nie widziałem. Spojrzałem znowu na kobietę, ale.... Nie było jej. Przyznając szczerze, nigdy wcześniej nie biegłem tak szybko, u mamy byłem jeszcze wcześniej niż autobusem. 


    Spędziłem z mamą dwie godziny, a następnie nadal nie autobusem zacząłem wracać do domu. Deszcz już nie padał, ale nadal było szaro. Towarzyszyło mi ciągłe wrażenie, że ktoś mnie obserwuje i idzie krok w krok za mną, co chwile się odwracałem. Moją uwagę odwróciły niebieskie światła migające w oddali, odruchowo przyśpieszyłem kroku. Światła zbliżały się do mnie, w rowie leżał autobus, którym wcześniej miałem jechać. Serce podeszło mi do gardła, wziąłem głęboki oddech, opuściłem głowę i minąłem wypadek. Nadal zerkałem za plecy, kolejnym rozpraszaczem był dzwonek telefonu, to doktor mojej mamy. Szybkim ruchem odebrałem, zbliżyłem telefon do ucha:
-Słucham doktorze
-Chodzi o Twoją mamę, po Twoim wyjściu dostała ataku, jest w śpiączce.... Nie możemy jej już pomóc, ale możesz się jeszcze pożegnać.- Z tego dnia dużo już nie pamiętam. Bardzo szybki powrót do szpitala, łzy i cierpienie, nie było nic więcej.

    Kilka tygodni później już tam nie mieszkałem, przygarnęła mnie ciocia- nie byłem pełnoletni. Jednak czasem wracałem w miejsce gdzie spotkałem starszą kobietę, siadałem tam wpatrując się w dal. Wiedziałem, że gdybym ją tam spotkał na pewno bym nie podszedł, jedna chyba miałem nadzieje, że zdobędę jakieś wytłumaczenie. Wtedy uznałem, chciałem wierzyć, że to ona uratowała mi życie i pozwoliła pożegnać się z mamą.
    Starałem się zapomnieć o kobiecie na przystanku, po trzech latach prawie się udało, jednak wszystko wróciło, kiedy trafiłem na materiał w sieci, który opisywał poważny wypadek sprzed kilku lat z mojej miejscowości. W pierwszej chwili myślałem, że chodziło o ten w którym ja miałem uczestniczyć, jednak ten miał miejsce 3 maja 2010roku. W artykule pojawiło się zdjęcie jedynej śmiertelnej ofiary, była nią starsza kobieta o siwych włosach i pomarszczonej twarzy. Jedyne co było inne w niej niż tamtego dnia, kiedy ją widziałem to serdeczny uśmiech. Siedziałem tak dość długo, wtedy już mieszkałem sam, więc skrzypiąca podłoga za mną bardzo mnie wystraszyła. Poderwałem się na równe nogi przewracając krzesło, ale tam nikogo nie było. Od tamtego dnia znowu towarzyszyło mi uczucie, że ktoś ze mną jest. Wtedy już nie było mi dane zapomnieć o tej kobiecie i wszystkich wydarzeniach. Nie tylko śniła mi się po nocach, ale ciągle po prostu o niej myślałem. W końcu nie dałem rady, zacząłem szukać i o dziwo ją znalazłem, jej imię, nazwisko, gdzie mieszkała i imię jej córki, postanowiłem spróbować, bo co mi szkodziło? Nazwisko miała bardzo mało znane, więc udało mi się to szybko. Dotarłem do jej córki, wszystko w moim życiu zawsze toczyło się strasznie szybko, kiedy dotarłem na osiedle gdzie mieszkała Pani Monika.... Miałem wrażenie, że czas zwolnił, wszyscy chodzili powoli, nikt nigdzie się nie śpieszył. Ludzi byli dla siebie życzliwi i ciągle uśmiechnięci, pomimo tego iż dzielnica należała do tych biedniejszych. Zatrzymałem się przed domem, był duży ale bardzo zniszczony, sam nie wiem czemu to robiłem i po co. Podszedłem, zadzwoniłem do drzwi, otworzyła mi dziewczyna na oko trzydziestoletnia, zaprosiła do środka. Nie pachniało przyjemnie, ale usiedliśmy na kanapie. Patrzyliśmy na siebie,  nie wiedząc kto powinien zacząć. Nie będę Wam przytaczał całej rozmowy, bo sam do końca jej nie pamiętam, ale wyszło z niej, że jej mama była "medium" lub "wróżką" jak kto woli. Tak jak było w artykule, jako jedyna zginęła w wypadku autobusu, dokładnie tam gdzie wskazała mi palcem kiedy jechałem do mamy. Zajmowała się przepowiadaniem ludziom przyszłości, podobno skutecznie ale ile w tym prawdy każdy będzie miał swoje zdanie. 
    Po tamtych wydarzeniach bardzo zainteresowałem się sprawami nadprzyrodzonymi, wiecie duchy i inne takie. Jednak pamiętajcie, kiedy raz w to wejdziecie, już nie można z tego wyjść. 

Komentarze

Prześlij komentarz