Od czegoś trzeba zacząć

UWAGA! Historia prawdziwa- dotyczy mnie.    
    Nigdy nie wiedziałam od czego zacząć, więc zacznę od początku. Kilka lat temu moja babcia bardzo ciężko zachorowała, niestety los tak chciał, że odeszła w marcu 2016roku. Historia podzielona będzie na kilka wydarzeń.

-Babcia zawsze była mi bardzo bliska i jej śmierć była dla każdego z nas ogromnym przeżyciem. W ten sam dzień, kiedy emocje opadły (o ile tak można to nazwać)- postanowiłam położyć się do łóżka. Nawet nie wiem kiedy zasnęłam i co mnie obudziło. Miałam wrażenie obecności, że ktoś nade mną stoi, obróciłam się na drugi bok zaciskając oczy i udając, że nic się nie dzieje. Wrażenie nie mijało, podniosłam się na łokciach i spojrzałam na drzwi wejściowe do mojego pokoju- miałam wrażenie, że stoi tam ktoś- widziałam cień człowieka, brakło mi odwagi i szybko postanowiłam zasnąć ponownie. Przez długi czas wychodząc z domu miałam wrażenie, że ktoś mi towarzyszy, słyszałam za sobą kroki i widziałam przelatujące "białe płomyczki", które profesjonaliści nazywają orb. Stopniowo wrażenie ustało, jednak do dzisiaj towarzyszy mi ono w ciężkich chwilach- nadal wierze, że babcia sprawuje nad nami opiekę.

-Kilka dni po śmierci babci- wraz z mamą i naszym psem, wybrałyśmy się na spacer. Miał być on odskocznią od wydarzeń ostatnich dni, udało się. Nie myśląc o niczym, świetnie się bawiłyśmy. Robiłyśmy zdjęcia i goniłyśmy się z psem. A nawet lepiliśmy zamki z piasku. Późnym wieczorem, po spacerze mama przeglądała zdjęcia, które robiłyśmy, żeby wrzucić je na Facebook'a. Na jednym ze zdjęć wszyscy domownicy rozpoznali zamiast mojej mamy babcie. Samo zdjęcie dużo Wam nie powie, ale dodaje je tutaj- jest autentyczne.

-W ostatniej sytuacji o której Wam opowiem osobiście nie brałam udziału. Dotyczy ona mojej mamy, była wtedy sama na spacerze z psem. Ten opis będzie najkrótszy- kiedy mama przechodziła na skrzyżowaniu koło dość mocno zarośniętych placów sąsiada, usłyszała nawoływanie "Jakby ktoś głosem babci wołał "Ptysiu"" (Ptyś- nasz pies). W sumie nic więcej o tym nie napiszę, bo sama mama wróciła się w miejsce gdzie usłyszała wołanie, ale nikogo tam nie było.


Historia była bardzo krótka, ale autentyczna. Mam nadzieje, że pierwszy wpis nie zrazi Was tym, że jest tak krótki i chaotyczny, ale ciężko jest opisać coś co się przeżyło i nadal siedzi w głowie. Pomimo upływu czasu, nadal o tym myślę. Niestety zdjęć już nie udało mi się znaleźć.

Mam też nadzieje, że jeszcze się spotkamy i przeczytacie moje "wypociny".



    

Komentarze

Prześlij komentarz